Aleksander Łukaszenka zabiega o rolę mediatora. Samozwańczy prezydent Białorusi wyszedł w czwartek z propozycją przeprowadzenia w Mińsku negocjacji między Rosją a Ukrainą. Ale Kijów miałby najpierw wypełnić ultimatum Putina.
„Jesteśmy Słowianami, trzema narodami słowiańskimi. Usiądźmy i zdecydujmy o naszym losie na przyszłość, na zawsze. Jaka jest tego podstawa? Gdybym był Zełenskim, chwyciłbym się tej możliwości. Putin oświadczył przecież, za co zresztą już go pochwaliłem: >>Nie jesteśmy okupantami, nie zamierzamy okupować Ukrainy<<. Czego więcej potrzeba? To podstawa negocjacji. On naprawdę nie zamierza zajmować Ukrainy. Po co? Kto potrzebuje tego bólu głowy. Nikt nie zamierza narzucać tam swoich rządów” – cytuje wypowiedź Łukaszenki państwowa agencja prasowa Biełta.
Aleksander Łukaszenka wyjaśnił jednak, że dogadać się z Rosją nie będzie tak prosto. By doprowadzić do negocjacji, konieczne jest spełnienie jej warunków. „Rosja postawiła je NATO, Ameryce i Ukrainie. Pierwszym z nich jest demilitaryzacja Ukrainy, niedopuszczenie Ukrainy do NATO oraz zaprzestanie działań wojskowych przeciwko Donieckowi i Ługańskowi” – podkreślił Łukaszenka.
Sprawujący na Białorusi władzę polityk przekazał, że odbył wczorajrozmowę telefoniczną z prezydentem Rosji. Putin miał zadzwonić do Łukaszenki o piątek rano, by poinformować go o działaniach w Donbasie i omówić sytuację na Ukrainie. Łukaszenka twierdzi, że Władimir Putin obiecał mu też, iż ewentualna napaść na Białoruś, której obawia się Mińsk, „będzie traktowana jako atak na Rosję”.
