Opowieści o doświadczeniach związanych z represjami po sfałszowanych wyborach najlepiej słuchać z pierwszej ręki. Zaproszona przez Grzegorza Garbolińskiego, członka zarządu Młodej Lewicy, czwórka białoruskich studentów podzieliła się bardzo poruszającymi, bolesnymi, ale i pełnymi nadziei historiami z gośćmi zgromadzonymi w krakowskiej Spółdzielni Ogniwo.

Wyniki niedemokratycznych wyborów prezydenckich na Białorusi w 2020 roku nie były dla nikogo zaskoczeniem, jednak zaskakujące jest jedno – wywołały w społeczeństwie ogromną falę sprzeciwu. W największych protestach w historii tego kraju od czasu upadku ZSRR udział brali w przeważającej części młodzi ludzie, studenci, którzy zmęczeni polityką Łukaszenki wyszli na ulice, by móc żyć w normalnym, demokratycznym państwie.
„Mój pierwszy protest był jeszcze w czerwcu, kiedy kandydat, w inicjatywną grupę którego wchodziłam, Wiktor Babaryko, został zatrzymany przez KGB” – opowiada Nadzeya Sedun, przedstawicielka Zrzeszenia Studentów Białoruskich – „Zrozumiałam, że zaczęła się nowa historia Białorusi i zmiany szybko nastąpią. Wierzyłam w to”.
Z tą wiarą wychodziło na ulice tysiące osób, nie wiedząc do końca czy i kiedy wrócą do domów. Wiele z nich trafiło do więzienia od razu, część dopiero później. Ci, którzy mieli szczęście spotkały inne represje w postaci grzywny, długich procesów, Inni często kończyli pobici, spałowani, trafieni gumowymi kulami, potraktowani gazem łzawiącym. Służby z dnia na dzień stawały się coraz bardziej agresywne, do armii zaciągano także młodzież – która potem stawała oko w oko z protestującymi rówieśnikami, zmuszona do brutalnej pacyfikacji kolegów i koleżanki.
Hanna, jedna z uczestniczek spotkania podzieliła się historią z aresztowania swoich rodziców, którzy trafili do, jak to nazwała, „białoruskiego Auschwitz”, gdzie w czteroosobowych celach często trzymano po kilkadziesiąt osób. Dostający niewielką ilość jedzenia do podziału co kilka dni, w małej przestrzeni, tygodniami siedzący w tych samych ubraniach więźniowie często spędzają tam wiele lat, jeszcze częściej zdarza się, że nie wychodzą w ogóle. Rodzice Hanny byli wyjątkiem od reguły. Po plecach słuchaczy w Spółdzielni Ogniwo przeszedł dreszcz, w oczach większości pojawiły się łzy. W tle na obrazie z rzutnika uśmiechają się zdjęcia aresztowanych studentów.
Opowiadanie o doświadczeniach przemocy, zwłaszcza w tak młodym wieku, jest niezwykle trudne – i niezwykle ważne. Na czas trwania protestów w Białorusi władze odłączały internet, by brutalne sceny nie wypływały do sieci. Oddając głos naczelnym świadkom tych wydarzeń, można zobaczyć najprawdziwszy obraz tego, co faktycznie dzieje się za naszą wschodnią granicą. I dostrzec, że to nie są kolorowe, pocztówkowe widoki. Wyjątkowo uderzające było gorzkie stwierdzenie Maksima, który na pytanie dlaczego jest pewien, że jego znajomy w KGB na niego nie doniósł, odpowiedział prostym: bo jeszcze żyję.
Nadzeya podkreśla, że codziennie marzy o powrocie do kraju. Póki co, podobnie jak w przypadku pozostałych uczestników spotkania, nie byłoby to bezpieczne. Każda z osób, która odważyła się powiedzieć o swoich trudnych przeżyciach zasługuje na ogromny szacunek za odwagę, jaką się wykazali, bo te drastyczne sceny nie dzieją się na drugim końcu świata, ale w kraju, który z Polską ma ponad 400-kilometrową linię graniczną. A studentom póki co pozostaje życzyć, by kolejne lata przyniosły jakiekolwiek zmiany, które pozwolą im wrócić i zbudować swoją ojczyznę pod biało-czerwono-białą flagą.
