Faszyzm do władzy wyniosą nie kibole odpalający race na Marszu Niepodległości, tylko klasa średnia, przedsiębiorcy, prawnicy, lekarze i pracownicy średniego szczebla korporacji. Zrobią to w takim celu jak zawsze – do walki z socjalizmem, choćby wyimaginowanym.
Ostatnie dni obfitowały w niepokojące informacje. Najpierw Jakub Medek postawił ciekawą ankietę na Twitterze dotyczącą preferencji wyborczych na wypadek hipotetycznej drugiej tury wyborów prezydenckich, w których miałby się zmierzyć Andrzej Duda i Krzysztof Bosak. Wynik, przy 4646 głosujących, to 57,3% na Krzysztofa Bosaka i 42,7% na Andrzeja Dudę.
Następnie pojawiły się wyniki dwóch sondaży – piątkowe badanie Kantaru, które wskazywało na 11% poparcia dla Konfederacji oraz sobotnie PBS, w którym Krzysztof Bosak notuje 13% poparcia w wyborach prezydenckich. Ciekawsze były jednak nie tyle wyniki, co komentarze i wyjaśnienia tego zjawiska.
Tradycyjnie już obwiniono o wszystko lewicę, która nie umie zagospodarować społecznego gniewu i oddaje biednych, wkurzonych ludzi w ręce skrajnej prawicy. Ta teza zakłada, że dotychczasowy elektorat PiS na skutek antypracowniczych rozwiązań w kolejnych rządowych “tarczach” porzuca głosowanie na obóz Zjednoczonej Prawicy i zasila szeregi głosujących na Konfederację. Rzecz w tym, że teza ta ma bardzo luźny związek z rzeczywistością, bowiem już od dłuższego czasu pisano o tym, że podstawy elektoratu Konfederacji wcale nie stanowią biedni, z sfrustrowani, młodzi mężczyźni z blokowisk, tylko przedstawiciele wolnych zawodów, przedsiębiorcy, ludzie zarabiający powyżej średniej krajowej, także z wielkomiejskiego mieszczaństwa. Jednak środowiskom liberalnym wyniki badań nie przeszkadzają w tłumaczeniu sobie rzeczywistości wedle znanego i utrwalonego wzoru, że wszelkie zło społeczne pochodzi od klasy ludowej, a wszelkie zło polityczne jest winą lewicy.
Tymczasem to właśnie środowisko liberałów regularnie puszcza do Konfederacji oko dając wyrazy swojej sympatii. To przecież Sławomir Neumann z PO w październiku 2019 dopuszczał możliwość współrządzenia PO z Konfederacją, Sławomir Nitras w marcu 2020 na sali sejmowej mówił w kierunku klubu Lewicy “Kiedy będziemy rządzili z Konfederacją, to my będziemy rządzili, a Konfederacja zajmie się Wami“, Magdalena Środa w maju 2020 publicznie opisywała zalety Krzysztofa Bosaka jako kandydata na Prezydenta RP, a sejmowa liberalna opozycja ręką w rękę z Konfederacją widziała się już w nowym rządzie, do którego drzwi miałby otworzyć Jarosław Gowin i nie udało się to tylko dlatego, że rzekoma wolta okazała się być kolejnym sejmowym wygibasem szefa Porozumienia.
Przeglądając komentarze wspomnianych sondaży z ostatnich dni można znaleźć zupełnie poważne deklaracje ludzi z obozu liberalnego, o zgrozo także z lewicowego, którzy nieironicznie cieszą się z wyniku Krzysztofa Bosaka i wzrostu Konfederacji (łudząc się, że dokonuje się kosztem PiS), a nawet twierdzą, że Krzysztof Bosak na stanowisku Prezydenta RP jest mniejszym złem niż druga kadencja Andrzeja Dudy. Niechęć do PiS jest tak wielka, że nawet Konfederacja staje się w tej walce akceptowalnym sojusznikiem. Całość tej farsy odbywa się najwyraźniej z zupełnym pominięciem tego kim Krzysztof Bosak jest, jakie poglądy reprezentuje, z jakiego środowiska się wywodzi i jakich recept można się po nim i jego formacji spodziewać.
Rzecz w tym, że to wcale nie musi być zbiorowa amnezja i chwilowe ogłupienie. Nie od dzisiaj wiadomo, że politycy spod znaku PO i Nowoczesnej w sprawach gospodarczych praktycznie “mówią Korwinem”, używając może mniej drastycznych sformułowań, ale wspierając właściwie co do zasady cały tok tego skrajnie neoliberalnego spojrzenia na gospodarkę. W czasach narastającego kryzysu związanego z rządowymi restrykcjami poglądy polskich “liberałów” i Konfederatów jeszcze bardziej się zbliżają. Krytyka gospodarczych restrykcji, umiłowanie redukcji etatów w budżetówce, rozmontowanie kodeksu pracy, obniżki podatków, prywatyzacja majątku publicznego i usług publicznych (zdrowie, edukacja), oraz cięcia wszelkiego “socjalu”. Nie dziwne więc, że jak tylko polska skrajna prawica wysunęła na pierwszą linię polityka, który nie wygląda jak nieudany cosplay Herr Flicka z Allo Allo, tylko ładnie wiąże krawat i ma dobrze dopasowany garnitur, to od razu stał się zupełnie akceptowalnym konkurentem, a może nawet i potencjalnym sojusznikiem politycznym.
Część komentatorów bagatelizuje te wyniki wytykając lewicy przewrażliwienie i nadmierną histerię, bo przecież chodzi o instrumentalne wykorzystanie popularności Konfederacji do osłabienia PiS i doprowadzenie do zwycięstwa kandydata opozycji w wyborach prezydenckich. Przecież politycy liberalnej opozycji nie są aż tak głupi, żeby nie widzieć czym jest Konfederacja i jakie niesie zagrożenie. To prawda, są znacznie głupsi.
Po pierwsze nie dostrzegają, że Konfederacja nie jest konkurencją dla PiS, tylko dla nich. Elektorat PiS ma zupełnie inną strukturę niż elektorat Konfederacji i udziela poparcia Zjednoczonej Prawicy z innych powodów, niż robi to elektorat Konfederacji względem swojej partii. Co więcej sami liberałowie przez lata włożyli ogrom pracy żeby w opinii społecznej uczynić PiS socjalistami, czy komunistami wręcz, a przecież Konfederacja, co słychać choćby po tych nieszczęsnych #hot16challenge, za źródło wszelkiego zła uznaje socjalizm i socjalistów, których widzi wszędzie, zwłaszcza w PiS-ie. Konfederacja nie jest alternatywą dla wyborcy PiSu, ale jest świetną alternatywą dla wyborcy PO, który sprawy gospodarcze stawia na pierwszym miejscu.
Po drugie nie dostrzegają, że każdy sukces Konfederacji i Krzysztofa Bosaka, nawet jeśli nie przyniesie zwycięstwa w wyborach, to kolejny milowy krok na zbudowanie pozycji politycznej tego środowiska. Skrajna prawica przestaje być kojarzona z urodzinami Hitlera uczczonymi leśnym wunderwaflem, tylko staje się pełnoprawną i równorzędną formacją, zasiadającą w Sejmie, w radiowych i telewizyjnych audycjach, z coraz większym polem do głoszenia swoich poglądów i zdobywania poparcia, zwłaszcza wśród młodego pokolenia gdzie bije na głowę zblazowanych i nudnych platformersów. Z czasem, choćby z samej demografii, Konfederacji będzie naturalnie przyrastać, a bytom okołoplatformianym ubywać.
Po trzecie wreszcie nie dostrzegają tego, że Konfederacja ma ustawiony żagiel we właściwą stronę do przejęcia gniewu związanego z koronawirusowym kryzysem ekonomicznym. Nie chodzi o gniew klasy ludowej, czego spodziewa się liberalna opozycja, ale o gniew klasy średniej. Przedsiębiorcy, którym rząd PiS zamknął możliwość zarobkowania z powodu pandemii, a tarcza nie uchroniła ich przed utratą dochodów, pracownicy średniego i wyższego szczebla, których dochody spadły lub znacząco zmalała ich dynamika wzrostu. Wszyscy Ci, dla których największym wrogiem jest ZUS i US, podatki kradzieżą, minimalne wynagrodzenie miesięczne komunizmem, a wolny rynek świętością. Wszelkie niegodziwości skrajnej prawicy w odniesieniu do praw człowieka przestaną mieć decydujące znaczenie, kiedy klasa średnia postawi na to środowisko w walce z rozdawnictwem.
Faszyzm do władzy wyniosą nie kibole odpalający race na Marszu Niepodległości, tylko klasa średnia, przedsiębiorcy, prawnicy, lekarze i pracownicy średniego szczebla korporacji. Zrobią to w takim celu jak zawsze – do walki z socjalizmem, choćby wyimaginowanym. Ludzie, którzy jeszcze wczoraj cytowali z wypiekami na twarzy rewelacje Tomasza Piątka na temat związków Antoniego Macierewicza z Kremlem, którzy ze łzami w oczach komentowali wystąpienie Mariana Turskiego z okazji 75-lecia wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, ludzie którzy lamentowali nad brakiem zaangażowania politycznego młodzieży i w głos pytali “Gdzie moralność?”, “Gdzie autorytety?”. Ci ludzie w celu walki z PiSem wyniosą do władzy Bosaków, Braunów i Korwinów naszego kraju. W obronie prywatnej opieki zdrowotnej, strzeżonych osiedli, czarnej karty kredytowej z dostępem do VIP lounge na lotniskach w UE, lub nawet za samo wyobrażenie o osiągalności tegoż, jak tylko patologia przestanie dostawać pięćset plus.
Oczywiście początkowo będą to robić z grymasem bólu, pod wieloma warunkami, z publicznymi deklaracjami intencji, ale dość szybko nauczą się odwracać wzrok w kluczowych momentach, żeby nie brać na siebie konsekwencji swoich wyborów politycznych i oglądać terroru, jaki uczynili bliźnim w imię zabezpieczenia własnych interesów. Jeszcze nie teraz, ale za parę lat będziemy czytać teksty z liberalnego saloniku, przekonujące do konieczności popierania faszyzującego rządu w obronie przed powrotem komunistów z PiS lub nastaniem komunistów z Lewicy.
I bardzo chciałbym się w tej kwestii mylić.
