Wybraliśmy prezydenta na najbliższe pięć lat. Niestety nie byłem w stanie się emocjonować tym, kto wygra drugą turę. Głowę miałem zaprzątniętą podziałem społeczeństwa i demonami, ożywionymi dla chwilowej politycznej korzyści. W przeddzień decydującego głosowania byłem już przekonany, że żaden wynik wyborów nie wpłynie za bardzo na to czy i jak uporamy się z systemowym kryzysem, który nas czeka.
Zasady
Wybory to moment, w którym sprawdzamy czyja koncepcja zarządzania naszym wspólnym domem jest bardziej popularna. Umówiliśmy się, że ta, za którą opowie się większa liczba osób, staje się wiążąca i będzie realizowana, a my wszyscy zobowiązujemy się to uszanować. Oczywiście pod warunkiem, że wybory są sprawiedliwe i przeprowadzone zgodnie z zasadami, na które się wszyscy umówiliśmy.
Warunek uczciwości wyborów jest niezbędny. Władza potrzebuje legitymizacji, którą współcześnie otrzymuje w wyniku wyborów właśnie. Wąska grupa osób, stanowiących prawo obowiązujące wszystkich, potrzebuje usprawiedliwienia dla swojej wyjątkowej pozycji.
To bardzo ważne dla społeczeństwa, które wątpiąc w mandat danej osoby do sprawowania urzędu może zacząć wypowiadać posłuszeństwo – kwestionować obowiązujące zasady umowy w całości, a nie tylko w części dotyczącej poszczególnych praw. Z kolei przedstawiciele władzy dzięki świadomości swojego mandatu do rządzenia mogą swobodnie się poruszać po powierzonej im przestrzeni i sprawnie zarządzać całą wspólnotą.
Łamanie zasad
Andrzej Duda niestety nie uzyskał przewagi, która pozwoliłaby mu zdobyć silny mandat do sprawowania urzędu. Gdyby wygrał 60% do 40% – rozmowa o tym, czy wszyscy kandydaci mieli równe szanse nie miałaby większego znaczenia. Ale różnica wyniosła 2%, a nie 20%. Przy takich wynikach nie sposób zapomnieć, że TVP zorganizowała niesmaczną aż do mdłości nagonkę na Trzaskowskiego (owszem, telewizja TVN też nie kryła swoich politycznych sympatii, ale mimo wszystko zachowała znacznie więcej klasy i nie jest finansowana z podatków wszystkich obywateli).
Na zebranie podpisów pod swoją kandydaturą Trzaskowski dostał też dużo mniej czasu niż którykolwiek z kandydatów. Nikt oprócz urzędującego prezydenta nie miał możliwości prowadzenia kampanii wyborczej podczas lockdownu. Oprócz tego prezydent rozpoczął swoją kampanię znaczenie wcześniej od pozostałych, jak również korzystał ze wsparcia ministrów i premiera Morawieckiego, który zsynchronizował gospodarskie wizyty szefa rządu w całym kraju z końcówką kampanii wyborczej. Prezydent zresztą nie omieszkał premierowi za to podziękować podczas powyborczego wieczoru w Pułtusku.
Propaganda
Telewizja publiczna podczas kampanii posunęła się też do użycia chwytów znanych z podręczników propagandy, pochodzących z najmroczniejszych czasów w historii Europy. Na początku kampanii byłem świeżo po lekturze „Trylogii Husyckiej” Sapkowskiego i „Królów Przeklętych” Maurice’a Druona. Ilość podobieństw w retoryce propagandy największych europejskich wojen przełomu XIV i XV w. w porównaniu do przekazu TVP była tak uderzająca, że wielokrotnie przyprawiła mnie o szok i niedowierzanie.
Jednak sam styl to nie jest największy problem. Telewizja publiczna fabrykowała materiały, wymyślała ekspertów i podstawiała stronnicze osoby w miejsce przypadkowych przechodniów. Zbudowała sukces wyborczy Andrzeja Dudy – przynajmniej częściowo – na kłamstwie. Strach wzbudzony wśród ludzi teorią o tym, że edukacja seksualna – wskutek działania ideologii LGBT – może wpłynąć na zmianę orientacji seksualnej dzieci, był prawdziwy. Sama teoria powinna się natomiast znaleźć w finale konkursu na naukową bzdurę roku, a nie na politycznych sztandarach.
Ohydę samej homofobicznej natury tego twierdzenia pomijam, bo wydaje mi się przerażająca z przyczyn nie wpływających bezpośrednio na legitymizację władzy, a raczej na zjednywanie sobie wyborców dzięki odwoływaniu się do najniższych instynktów (co w zasadzie już jest karalne z innych paragrafów, ale można było wykorzystać takie kruczki jak brak wpisania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną wprost do ustawy).
Czas na pytanie:
Co by się stało, gdyby wyborcy Andrzeja Dudy dowiedzieli się, że ich wielokrotnie i wprost okłamano podczas kampanii?
Część twardego elektoratu jest pewnie zaznajomiona z pojęciem falandyzacji prawa, więc nie mieli by z tym problemu. Ale na pewno nie wszyscy. Czy więcej niż 1% głosujących mogłoby zmienić zdanie, gdyby się o tym dowiedzieli? Jak silny w rezultacie jest mandat prezydenta? Jakie będą tego konsekwencje?
O świadomości powagi sytuacji może świadczyć przekaz powyborczy sztabu prezydenta, który mówił wielokrotnie o pojednaniu, konieczności załagodzenia sporów, a miejscami nawet o tolerancji. Trochę tak, jakby chciał po chrześcijańsku oddać to, co pożyczył do reelekcji, przekraczając etyczne standardy. Trochę tak, jakby chciał naprawić to, co nieodwracalnie popsuł w maszynie systemowego zaufania.
“***** ***”
Cały obraz dopełnia ruch ośmiu gwiazdek, który z początku oceniłem jako bardzo pomysłową akcję o dużej wiralności. Jednak już po chwili uświadomiłem sobie, że jest to działanie wulgarne, agresywne, wymierzone wprost przeciw zwolennikom przeciwnej opcji politycznej. A fakt, że rozeszło się to po sieci w takim tempie, uznaję za bardzo niepokojące świadectwo kipiącej złości po opozycyjnej stronie sceny.
Do tej pory liberałowie nie pozwalali sobie na masowe i bezpośrednie obrażanie osób o odmiennych poglądach. Osiem gwiazdek to klamra spinająca krajobraz pełen opinii o tym, że ludzie są głupi i dali się kupić, że pięćset złotych zastępuje im wartości i wyższe idee (którymi jednak ciężko się najeść), że wstyd na świecie, że to nie jest mój prezydent…
Nieufność
Czy byłoby lepiej, gdyby wygrał Trzaskowski? Z jednej strony tak, ale w szerszej perspektywie byłoby to raczej bez znaczenia. Jako człowiek z obozu opozycji miałby dużo cięższe zadanie w codziennej pracy, jednak miałby chyba większą szansę na zjednoczenie ludzi… tylko jakoś trudno mi sobie wyobrazić jego sukces, skoro rozmawiamy o człowieku tak mocno osadzonym w strukturach znienawidzonego przez lud PO. W praktyce jego prezydentura mogłaby – z pragmatycznej konieczności – w dużej mierze polegać na ocieplaniu wizerunku platformy w oczach wyborców PiS. To za mało.
Uzyskany wynik wyborczy, w połączeniu z jakością i treścią procesu wyborczego, nie pozwala ufać we współpracę ani obywateli, ani klasy politycznej. W tej formie nasza demokracja nie spełnia już funkcji narzędzia, pozwalającego na zapewnienie sobie bezpiecznej przyszłości.
zasypać podział
Podczas tych wyborów polityka przyczyniła się do powstania bardzo głębokiego podziału pomiędzy Polakami, a swoją funkcje regulującą jakość życia (w tym publicznego) spełniła bardzo słabo. Bardzo pilnie potrzebny nam jest sposób na przywrócenie wartości prawdzie i należytego szacunku jej dociekaniu, odbudowanie zaufania do sienie nawzajem, nowy sposób komunikowania się, pozwalający na rozmowę o merytorycznych argumentach bez poniżania rozmówców.
Potrzebne jest wprowadzenie natychmiastowej, wielostronnej edukacji obywatelskiej, która pozwoli zrozumieć zasady działania państwa na każdym poziomie i w doświadczeniu każdego człowieka, w mieście czy na wsi, w każdym z wymiarów życia społecznego – od stabilnej waluty po transport publiczny, od giełdy przez NGO aż do służby zdrowia.
Konieczne jest spalenie średniowiecznych podręczników do propagandy i odsunięcie kościoła od sprawowania władzy, bo jest to najbardziej stronniczy i skompromitowany mediator w historii. Konieczne jest ściganie i karanie kłamców, fabrykujących dowody w celu zyskania przychylności opinii publicznej. Potrzebny jest nam kręgosłup, etos organizacji wspólnej pracy i poszanowania dla wspólnoty w ogóle. Jeżeli się nie zrozumiemy i nie pogodzimy – obawiam się, że możemy się pozabijać.
Czy któryś z kandydatów miał szansę odpowiedzieć na powyższe potrzeby? Zwłaszcza w świetle covidu, spowolnienia gospodarczego, nadciągających kłopotów na rynku pracy i mieszkaniowym…? Nie sądzę. Uważam, że osiągnęliśmy poziom wzajemnej wrogości, który wymaga zaangażowania każdego człowieka osobiście w budowanie zasad współpracy ponad podziałami. Nie wiem dokładnie, jak to zrobić i kto miałby opracować podręcznik do praktycznej nauki dialogu? Wydaje mi się, że żaden z kandydatów nie miał ku temu wystarczających predyspozycji.
