Od trzech tygodni trwają w Serbii masowe protesty przechodzące w walki uliczne i blokady dróg. Protestujący oskarżają administrację prezydenta Aleksandra Vučicia o wyborczą farsę, nieudolność państwa w walce z pandemią Covid-19, cyniczne wykorzystywanie stanu zagrożenia, o korupcję i bezkarność władzy. Uliczne manifestacje w Belgradzie i innych miastach są brutalnie pacyfikowane przez policję.
W połowie czerwca w Serbii nastąpiło odprężenie, wydawało się że pandemia Covid-19 powoli wygasa, wprowadzony w związku z nią stan wyjątkowy został odwołany i najgorsze minęło. Symbolem odprężenia stały się zawody sportowe z udziałem publiczności. W tym piłkarskie derby Belgradu i turniej tenisowy zorganizowany przez Novaka Djokovicia (który wcześniej, ku przerażeniu służb sanitarnych, wygłaszał w mediach antyszczepionkowe teorie). Oba wydarzenia zakończyły się zbiorowym zarażeniem śmiertelną chorobą.
Gra o wybory
Odprężenie było jednak podtrzymywane przez serbskie władze. Na potrzeby organizacji wyborów parlamentarnych, które już raz zostały przesunięte na termin czerwcowy z powodu stanu wyjątkowego. Vučiciowi zależało na ich przeprowadzeniu i umocnieniu pozycji jego prawicowej Serbskiej Partii Postępu – SNS (która na potrzeby kampanii wyborczej zmontowała koalicję o nazwie “Aleksander Vučić – Dla Naszych Dzieci”).
Największa opozycyjna siła w kraju – złożony z sił prodemokratycznych, liberalnych i lewicowych blok “Sojusz dla Serbii” – zbojkotowała wybory z powodu braku możliwości prowadzenia normalnej kampanii w warunkach pandemii wobec uprzywilejowanej pozycji SNS. Debata publiczna przeniosła się do mediów, a wobec przejętej przez władze telewizji publicznej spór polityczny od dawna nie odbywa się na równych zasadach. Najbardziej istotny okazał się brak możliwości kontroli nad procesem wyborczym ze strony przedstawicieli stronnictw opozycyjnych.
Opozycja uznała te wybory za farsę, a Vučić musiał jakoś upozorować proces demokratyczny, gdyż prawie wszystkie mandaty zdobyte wyłącznie przez ugrupowanie nazwane jego imieniem nie wyglądałyby przekonująco.
Ustawka?
By rezultat wyglądał na bardziej wiarygodny, obniżono próg wyborczy z 5% do 3%. Zabieg ten nie przyniósł spodziewanego rezultatu. Przy rekordowo niskiej frekwencji (niespełna 49% uprawnionych) “Aleksander Vučić – Dla Naszych Dzieci” zdobył 188 na 250 mandatów. Poza prezydencką koalicją, jedynym stronnictwem, które przeszło obniżony próg wyborczy była postkomunistyczna SPS – partia założona jeszcze przez prezydenta Slobodana Miloševicia, w którego czasach Vučić pełnił funkcję ministra informacji.
Mandaty uzyskali jeszcze przedstawiciele mniejszości narodowych. Wyniki jednoznacznie wskazały na ustawienie wyborów pod władzę. Aktywiści opozycji wprost nazwali rządzących “kryminalną polityczną elitą”, przez którą “Serbia nie jest już demokracją” dziękując jednocześnie większości obywatelek i obywateli bojkotujących farsę legitymizującą autorytaryzm.
System bezradny wobec Covid-19
Tymczasem sytuacja związana z pandemią stawała się coraz bardziej krytyczna. W Nowym Pazarze i w innych miastach system opieki zdrowotnej załamał się. Szpitale osiągnęły kres możliwości. Zabrakło artykułów medycznych, środków ochrony, podstawowego wyposażenia i rąk do pracy. Podczas wizyty szefowej serbskiego rządu Any Brnabić lekarze odwrócili się plecami w akcie protestu.
Aktywiści i aktywistki z całego kraju organizowali pomoc, zbiórki organizowały takie inicjatywy jak opozycyjny ruch miejski “Ne davimo Beograd”. Po wyborach administracja państwowa z kolei niemal natychmiast wróciła do praktyki stanu wyjątkowego. Zaczęło się od wprowadzenia godziny policyjnej dla studentów i studentek, którym zabroniono opuszczać akademiki. Spowodowało to pierwsze protesty.
Zwracano uwagę, że po osobach starszych, pracownikach i pracownicach wracających z wyjazdów zarobkowych do Europy Zachodniej, rząd znalazł sobie kolejnego kozła ofiarnego. Sfrustrowana młodzież najpierw tłukła w garnki z okien akademików, w których została uwięziona, a następnie ruszyła na ulice.
Do młodzieży dołączyło więcej osób po tym, jak padł pomysł wprowadzenia godziny policyjnej dla wszystkich i zamknięcia Belgradu. Od tamtego czasu codzienne protesty zbierają się pod Skupštiną – gmachem parlamentu w Belgradzie. Doszło do pierwszych starć z policją.
Poza protestującymi oraz funkcjonariuszami ucierpieli także dziennikarze i dziennikarki relacjonujące przebieg zdarzeń. Między innymi po rozpyleniu przez policję gazu łzawiącego.
Gesty solidarności z zagranicy
Poza Belgradem protesty rozlały się na inne miasta, między innymi na Nowy Sad – ważny ośrodek gospodarczy na północy kraju, a także na zagranicę. Tam również miały miejsca starcia i aresztowania. Protesty solidarnościowe zorganizowały Serbki i Serbowie mieszkający w Paryżu.
Wyrazy wsparcia płyną też z sąsiedniej Bośni i Hercegowiny czy Chorwacji. W samym Belgradzie natomiast, pomimo protestów, jak co roku zorganizowano oddolne obchody upamiętniające masakrę w Srebrenicy. Środowiska aktywistyczne na rzecz praw człowieka z obszaru całej byłej Jugosławii po raz kolejny okazały sobie solidarność.
Przeciwko nadużyciom władzy i przemocy seksualnej
Restrykcje wprowadzane pod pretekstem pandemii właściwie przelały czarę goryczy po latach nadużyć władzy i protestów. W ostatnich tygodniach opinię publiczną wzburzyła nie tylko wyborcza ustawka.
Jednym z bardziej dotkliwych problemów jest przemoc seksualna wobec kobiet. Głośna stała się sprawa seksualnej napaści, której dopuścił się przewodniczący Gminy Brus w południowej Serbii Milutin Jeličić. Ofiara napaści, Marija Lukić nie odpuściła i wytoczyła proces swojemu oprawcy. Proces stał się kolejną areną walki o prawa człowieka i zakończył się zwycięstwem pokrzywdzonej.
Marija Lukić, ku zadowoleniu opinii publicznej, stałą się pierwszą kobietą, która doprowadziła do aresztu osobę sprawującą tak wysokie stanowisko. Wobec dotychczasowej bezkarności układów polityczno – biznesowych stało się to doniosłym osiągnięciem.
Dla mieszkańców i mieszkanek Belgradu z kolei kolejnym polem walki stał się Košutnjak – tereny zielone i park w stolicy, który władze planują wyciąć pod wpływem lobby prywatnego biznesu planującego tereny rekreacyjne zastąpić centrami handlowymi i apartamentowcami.
Już wcześniej zniszczono popularne miejsce wypoczynku – tereny zielone nad Sawą, na których zbudowano w niejasnych okolicznościach polityczno-korupcyjnych wielki kompleks biznesowy. Po raz kolejny władze okazują lekceważenie mieszkańcom i mieszkankom, a organizacje obywatelskie wprost mówią o “Bitwie o Košutnjak”. Sprawa ta stała się kolejnym wątkiem masowych protestów.
Blokada autostrady
W piątkowy wieczór protestujący zablokowali najważniejszą tranzytową autostradę prowadzącą z Belgradu do granicy z Węgrami. Vučić określił to jako “akt czystego terroryzmu”. Protestujący na ulicach, poza przemocą ze strony sił porządkowych czy inwigilacją ze strony tajniaków, obawiają się licznych prowokacji ze strony zwolenników obecnej władzy. Pojawiają się incydenty z osobami rannymi po pchnięciu nożem, pobiciami czy podpaleniami.
Także w ostatni piątek premierka Serbii Ana Brnabić oświadczyła, że był to “najgorszy dzień od początku walki z koronawirusem”.
