Sondaże przed drugą turą wyborów prezydenckich pokazują wyraźnie dwie rzeczy – różnica w wynikach kandydatów mieści się w granicach błędu statystycznego, a duża liczba wyborców nie zdecydowała jeszcze, na kogo odda swój głos 12 lipca.
W ostatnim tygodniu przed drugą turą wyborów jak zwykle publikowane były sondaże wyborcze. Tym razem bardziej niż zwykle zastanawia zasadność ich przeprowadzania – niektóre przewidują zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego, inne Andrzeja Dudy, jednak różnica uzyskanych głosów oscyluje od 0,5% do 1,5%, i jedynie w sondażu Ipsos wynosi 3%. Jedyne, co można z pewnością stwierdzić to to, że nie ma zdecydowanego faworyta, a o ostatecznym wyniku zdecyduje niewielka grupa wyborców.
Jest to o tyle ciekawe, że wielu badanych deklaruje chęć wzięcia udziału w w głosowaniu, a jednocześnie nie wie jeszcze na kogo oddadzą głos. Procent niezdecydowanych różni się w zależności od sondażu, w badaniu Ipsos wyniósł 3%, ale w jednym z sondaży pracowni Kantar już 11%. W badaniu IBRiS przeprowadzonym dla Polityki niezdecydowani to 3,5% wyborców (zwyciężyć ma Andrzej Duda), ale w badaniu dla Wirtualnej Polski przeprowadzonym także przez IBRiS decyzji nie podjęło jeszcze 6,9% badanych (a wygrana przechyla się na stronę Rafała Trzaskowskiego).
Sondaże przedwyborcze mają w teorii dawać informację o ogólnych szansach kandydatów, zbyt często jednak wykorzystywane są przez sztaby lub sprzyjające im media jako element kampanii, przez co niektórzy wyborcy zdają się czasem traktować wybory jak totolotka i stawiają na “zwycięzcę”. Wszystko wskazuje na to że w tym wypadku niepewność i emocje będą towarzyszyły nam do samego ogłoszenia oficjalnych wyników – i może tak powinno być.
