12 Czerwca bieżącego roku, PKW uznała skargę komitetu wyborczego Waldemara Witkowski, przez co przewodniczący Unii Pracy zyskał możliwość startu w nadchodzących wyborach prezydenckich. Podczas debaty, Witkowski pokazał się w dobrym świetle, ale nie trzeba było jednak długo czekać, by internet zalała fala krytyki. Wskazywano głównie na przeszłość kandydata i powiązania z eksmisjami.
Michał Konarski: Jak się pan czuje po debacie? Część przestrzeni medialnych wytypowała Pana jako jej zwycięzcę.
Waldermar Witkowski: Jestem zadowolony z debaty. Szkoda jednak, że miałem tak mało czasu na prowadzenie kampanii. PKW uwzględniła moją skargę ponad tydzień temu. Inni kandydaci mogli jeździć po Polsce, udzielać wywiadów i spotykać się z ludźmi, gdy ja czekałem na ostateczną decyzję. Mieli zatem nieproporcjonalnie więcej dni kampanijnych.
Teraz, gdy już jestem w grze staram się odrabiać jak najwięcej tego czasu. Jestem przekonany, że dobrymi posunięciami i decyzjami w wyścigu wyborczym, uda nam się zyskać naprawdę sporo.
Dotychczas, trudno znaleźć sondaż, który by pana uwzględniał. Na jaki wynik liczy sztab #Witkowski2020?
Ubolewam nad tym, gdyż sondażownie mało przykładają się do uwzględniania mniejszych kandydatów. To szkodzi pluralizmowi, na zasadach którego zbudowana została nasza demokracja.
Przeliczając więc wynik trwającej wciąż kampanii, ostateczny rezultat nie będzie pewnie spektakularny. Nie jestem żadnym hazardzistą, aby obstawiać ile dostanę procent. Mam nadzieję, że słupek poparcia po 28 czerwca będzie wyższy, niż wielu osobom się wydaje.
W drugiej turze raczej pana nie zobaczymy. Kto otrzyma głos Waldemara Witkowskiego w starciu Duda vs. Trzaskowski?
Nikomu nie udzielę poparcia poparcia oficjalnego poparcia, jeśli nie znamy jeszcze wyników pierwszej tury. Byłoby to polityczne samobójstwo. Nie mogę utracić swojego elektoratu na rzecz innych kandydatów. Moi wyborcy to ludzie pracy, emeryci i renciści którzy wierzą, że człowiek jest ważniejszy od kapitału. Znają swój interes bardzo dobrze i jestem przekonany, że zagłosują w drugiej turze na tego kandydata, który będzie w stanie spełnić ich oczekiwania.
To pytanie padło na poprzedniej debacie, aczkolwiek bardzo chciałbym usłyszeć pańskie zdanie na ten temat. Którą stolicę odwiedziłby pan jako pierwszą i w jaki sposób prowadziłby pan politykę międzynarodową
Najpewniej byłaby to jakaś stolica państwa Unii Europejskiej. Poza tym, jedna z umownych stolic UE, czyli Bruksela bądź Strasburg. W swoim życiu zawsze kierowałem się przekonaniem, że najważniejsze jest być blisko z sąsiadami.
Do sąsiadów zaliczam tutaj Trójkąt Wyszehradzki, czyli państwa byłego bloku wschodniego takie jak Czechy i Słowacja, ale także Litwa. Z Litwinami przez wiele stuleci byliśmy w bardzo dobrych stosunkach, ale przez wiele błędów w polityce zagranicznej nasza współpraca umarła. Jednym z moich celów byłoby kolejne jej umocnienie.
Jest pan drugim, po Robercie Biedroniu lewicowym kandydatem. Jaka jest między wami różnica? Co może zapewnić kandydat Witkowski lewicowym wyborcom, czego nie był w stanie zapewnić Robert Biedroń?
Dla mnie priorytetem jest człowiek, jego pensja i poziom życia. Ponadto, godna praca oraz łatwy i równy dostęp do opieki medycznej. Jestem europejskim socjaldemokratą. Dla niego głównym akcentem jest szeroko rozumiana nowoczesność. Skutecznie odcina się od tzw. czasów zaprzeszłych. A to jest moim zdaniem błąd. W poprzednim systemie udało się wykształcić wiele osób z małych miast i wsi, mimo powojennych zniszczeń infrastruktury. System III Rzeczypospolitej powoduje, że bogaci pozostają bogaci i wciąż zarabiają więcej, a biedni dalej są biedni.
Kolejną różnicą pomiędzy nami jest fakt, że ja w życie wcieliłem wiele lewicowych rozwiązań. Nie rzucam pustymi słowami, tylko faktycznie realizowałem i wciąż realizuję to, co mam zapisane w programie. Najlepszym przykładem jest poznańska Wilga. Około 30 lat temu zlikwidowaliśmy tam kotłownie węglowe. Dziś mieszkańcy oddychają tam czystym powietrzem. Czyny, a nie słowa. To jest główna różnica pomiędzy mną, a innymi kandydatami, nie tylko Robertem Biedroniem.
Zaraz po debacie, odniósł się Pan do relacji Roberta Biedronia z jego matką. Bez dwóch zdań, był to cios poniżej pasa. Czy po krytyce, jaka się na Pana wylała, zmienił pan pogląd na tę sprawę?
https://twitter.com/mmigalski/status/1273675409163460608?s=20
Nie chce się odnosić do jego relacji rodzinnych. Dla mnie matka była świętością. W trudnych czasach, podczas których byłem wychowywany jadłem chleb posypany cukrem, zalany kawą z mlekiem. Nie tylko dla mnie mama była najważniejsza, dla wielu ludzi również. Nigdy nie oszukuję i mówię co mi leży na sercu. Życzę Robertowi jak najlepiej
No dobrze, ale co z pańskimi słowami?
Jeżeli Roberta i jego matkę zabolały moje słowa, to bardzo przepraszam. To nie ja namawiałem swojej rodzicielki do zabrania głosu. Moją intencją nie był osobisty przytyk wobec Roberta. Dlatego, jeśli powiedziałem coś złego, najmocniej przepraszam.
W 2018 roku na światło dzienne wypłynęła afera z pańskim udziałem. Według sądu nie wstrzymał pan nielegalnej eksmisji na ciężko chorym mężczyźnie. Unia Pracy i pański sztab stanowczo zaprzeczają. Czy mógłby pan wyjaśnić jak to w końcu było?
Jeżeli ktoś jest jednoosobowym zarządcą firmy to kto może wstrzymać eksmisję? Eksmisja była zarządzona przez sąd i tylko ja mogłem uniemożliwić jej przeprowadzenie. Nigdy nie wytoczono mi sprawy o to, że wyrzuciłem kogoś na bruk, bo takiej sytuacji nie było ani razu w czasie całej mojej kariery spółdzielczej. Wyrok sądu dotyczył sprawy, którą niepotrzebnie wytoczyłem działaczce lokatorskiej, która zdecydowała sprzeciwić się planowanej eksmisji.
Sędzina nie chciała dopuścić bilingów, a także podziękowań z końca września w 2016, od wspomnianej działaczki. Przyznaję to teraz z ręką na sercu – był to bardzo duży błąd. Działałem pod presją i dokonałem złej decyzji.
Co orzekł sąd, a dokładniej sędzina? Nie jestem tylko zarządcą spółdzielni, ale również politykiem. Powinienem mieć zatem grubszą skórę. Traktuję to po prostu jako zagrywkę polityczną. Dopuścił się jej człowiek, który dziś jest prezesem spółdzielni mieszkaniowej, a wcześniej był wiceprezydentem Poznania. Działał również w SLD, ale odszedł z partii po tym jak Włodzimierz Czarzasty został jej przewodniczącym.
Spółdzielnia pomogła odnaleźć temu mężczyźnie nowe lokum. Media jak zwykle kłamią, produkując chwytliwe nagłówki. Mimo tego, w treści wszystkich artykułów jest jasno napisane, że eksmisję wstrzymałem. W procesie dotyczącym tej sprawy popełnił błąd mój pełnomocnik wyborczy. Nic dziwnego zatem, że Wyborcza zrobiła z tego aferę. Zawsze, jako radny wojewódzki, krytykowałem wielkopolski oddział Gazety Wyborczej, a także jej ogólnopolskie wydanie.
Reasumując zatem – nigdy, jako spółdzielnia, nie wyrzuciliśmy na bruk. A w tej sytuacji sprawa wyglądała zupełnie odwrotnie. Umożliwiłem człowiekowi znalezienie nowego lokum i wypłaciłem zadośćuczynienie na cel podany przez działaczkę. To, co Gazeta Wyborcza napisała i rozpowszechniła jest całkowitą nieprawdą.
Słowo wyrzucał nie oznacza, że wyrzucił.
Jak w takim razie, jako prezydent, działałby Pan na rzecz zmian w sądownictwie?
Sądy muszą być bliżej obywateli, a nie osobną kastą. Dzięki skończeniu wydziału prawa, osoby zajmujące się tą dziedziną mają zapewnione emerytury na poziomie 100% tego, co wypracowali. emerytury są 100% tego co wypracowali. Zwykli obywatele nie nie mają takich przywilejów. Dlatego też postuluję siedmio, a może nawet sześciogodzinny dzień pracy i zatarcie dystansu pomiędzy sądem, a obywatelami. Trzeba powiedzieć stanowczo – nie tylko dla kasty sądowniczej i nie dla państwa w państwie. Jest to mój pogląd wypracowany po latach przepychania się z polskimi sądami. Dlatego też zgadzam się z częścią reform PiS.
W takim razie, poproszę o autoreklamę. Dlaczego obywatele Polski mieliby na Pana głosować?
Jak wspomniałem, jestem socjaldemokratą, polskim i europejskim. Najważniejsi są dla mnie pracownicy i emeryci. Każdy człowiek się liczy. Postulat dotyczący zmiany dnia pracy na 7 lub 6-godzinny dzień pracy. Dalej, aby wyrównywać nierówności potrzebujemy wprowadzić równe płace dla kobiet i mężczyzn, stworzyć miejsca dla ludzi w kryzysie bezrobocia. Leki na receptę powinny być darmowe lub za symboliczną złotówkę lub za darmo. Takiej Polski chcę dla wszystkich, dlatego kandyduję na prezydenta.
